W prawdzie zeszła noc nie była idealna, jednak według mnie nic jej nie brakowało, aby móc usłyszeć gdzieś jakiego puszczyka.
Było jasno. Śnieg do tego stopnia odbijał światło, że nawet w środku lasu, kilkadziesiąt metrów przed pięcioosobową ekipą sowiarską dało się zauważyć jakiegoś drapieżnego (w typie lisim) przecinającego oddziałówkę, czy rozpoznać w sosnowym młodniczku tropy dzika. Biotopy odpowiednie, głos, mimo wiaterku, całkiem nieźle się niósł. Jeno pogoda była wilgotna, co dawało nam się we znaki, podczas całego, 2,5 godzinnego łażenia po rozmoczonym śniegu.
Puszczyk (Strix aluco). Źr.: www.wikipedia.org.
Było też jedno niemal pewne stanowisko - zawsze wzbraniam się przed zapewnieniami, że coś zobaczymy w terenie, bo ptaki, też mają swoje plany i z jakichś powodów możemy ich nie zastać. Ja także brałem pod uwagę, iż możemy mojego znajomego puszczyka nie spotkać, pomimo, że był tam od lat.
Bo pogoda, bo początek sezonu, bo nie uzna mojej "ręcznej" (lub lepiej "dłoniowej") symulacji, za godnego siebie konkurenta i ją zignoruje (choć nigdy wcześniej nie miałem tego rodzaju problemów). Wszystko to brałem pod uwagę, jednego wszakże jednak nie przewidziałem: że lasu nie będzie.
W ciągu ostatnich miesięcy Leśniczy, zawiadujący terenem (nota bene pod samą leśniczówką) wyciął 2,5 hektarowy fragment oddziału, na którego składały się głównie dęby. Tam właśnie rezydowała w poprzednich latach para puszczyków.
Mimo to, fakt, iż nigdzie nie przejawiała się w najmniejszym stopniu obecność sów, każe mi przypuszczać (i wolę w to wierzyć), iż termin w połączeniu z pogodą były głównym powodem braku ptaków (pomijając "wyciętą" razem z całym terytorium parę).
Na pocieszenie za to (o ironio!) słyszeliśmy głos dzięcioła dużego i "szum" skrzydeł jakiegoś średniej wielkości ptaka) przychodzące skojarzenia kierowały myśli ku kaczkom.
Spróbuję ponownie za tydzień, lub dwa. Tym razem w jakimś innym, miejscu. Natomiast monitorowane wczoraj siedliska skontroluje się w późniejszym terminie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz